Pierwszy raz zabrałam się za czarownice,
na którą koleżanka czekała ponad rok.
Ale lepiej późno niż wcale :).
I powstała pierwsza
a później następna - na miotle odleciała :)
i następne
spotkanie przed odlotem, miotły - start...
Dwie jeszcze zostały nie skończone bo musiałam zabrać się za
świąteczne reniferki.
Zapomniałam jeszcze o dyniach.
Słabo mi wyrosły w ogródku, to sobie uszyłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz